Kategorie:
a :: b :: c :: ć :: d :: e :: f :: g :: h :: i :: j :: k :: l :: ł :: m :: n :: o :: ó :: p :: r :: s :: ś :: t :: u :: v :: w :: x :: y :: z :: ż

<<[29] [30] [31] [32] [33] [34] >>
 
Przyjaźń to piękny kwiat, przyjaźń otacza świat, przyjaźń osusza łzy, przyjaźń to ja i Ty!
Dla Adusi U. od Piny G. Fajnie mieć taką przyjaciółkę jak Ty!
 
<<[29] [30] [31] [32] [33] [34] >>

Życzeń na tą literę: 34

Maz chodzil po pokoju, szarpiac wlosy na glowie obiema rekami. - Na pokaz, na pokaz... - pomrukiwal. - Co? Na pokaz...? Czekaj, dlaczego na pokaz? - Coraz bardziej mi sie wydaje, ze to nie dla ciebie i dla mnie ta maskarada, tylko dla kogos innego. Na co on ci kladl nacisk? zeby jezdzic razem do Ziemianskiego i zebys sie wyglupial w samochodzie. Cos robil w lodzi? - Nic, zlozylem zamowienie na tafte. Moglem wyslac poczta, ale kazal mi jechac i poogladac... - No widzisz. A mnie kazali latac na spacery. I robic zakupy. Ktos musial nas widziec... - Zagladal ci kto w zeby na tych spacerach? - Nie wiem. Ale debil mi patrzyl na rece... A za kazdym razem, jak jechalismy do Ziemianskiego, ktos tam sie petal. Raz taksowka z pijakiem, raz facet na motorze... Maz zatrzymal sie przy stole, wypil resztke kawy, popatrzyl na mnie roztargnionym wzrokiem i znow zaczal chodzic. - Owszem, w tym cos jest - przyznal. - Na pokaz, mozliwe, zeby wszyscy mysleli, ze jestesmy w domu. Ale to nie to, to jeszcze nie to... Tys przedtem powiedziala cos waznego i tak mi jakos zaswitalo... Nie pamietasz, co powiedzialas? - Rozmaite rzeczy. Najbardziej mnie niepokoi to, ze ukryli wzajemne powiazania... - Czekaj, czekaj... wlasnie, ze stanowia jedna spolke... Nie, nie to. Ulokowali tu nas zamiast siebie... O, wlasnie! Wladowali tu nas zamiast siebie, podstepnie i pod falszywymi pozorami! Po jaka cholere? Ten dom ma wyleciec w powietrze, czy jak? Nagla jasnosc eksplodowala mi w umysle. Zrobilo mi sie zimno w srodku i cos mnie zaczelo dlawic. - Gdzie jest paczka dla kacyka? - spytalam gwaltownie. Maz zatrzymal sie jak wryty, spojrzal na mnie i znieruchomial z pazurami we wlosach. - Lezy w moim pokoju. Bo co...? - Oni przeciez wiedzieli, ze jej nigdzie nie zaniesiemy, prawda? Zostawimy w domu. A jezeli w tej paczce jest cos... Nie mowie zaraz bomba, ale cos szkodliwego... O rany boskie, czy ja wiem, wydziela cos, promieniuje... W powietrzu powialo przerazliwa zgroza. Maz wyraznie zbladl. - Rad...? - wyszeptal ochryple. Podnioslo mnie z fotela. - Nie wiem. Moze wybuchnie i zmiecie z powierzchni ziemi cala te chalupe albo co... Robi sie takie rzeczy, chlopi podpalaja cale wsie, odszkodowanie, tu jest polisa PZU, moze im chodzi o fikcyjna smierc... Maz odzyskal zdolnosc ruchu. Nie sluchajac dalej moich apokaliptycznych przypuszczen, runal na schody, omal nie wyrywajac drzwi z zawiasow. Rzucilam sie za nim. Wpadlismy do jego pokoju i zastyglismy oparci o biurko, patrzac na lezaca na nim paczke jak na straszliwego, jadowitego gada, chwilowo pograzonego w lekkiej drzemce. Po krotkiej chwili hipnotycznego transu, tknieci nagle ta sama mysla, rownoczesnie pochylilismy sie nad biurkiem, nasluchujac w napieciu. Nic nie bylo slychac, paczka lezala niejako w milczeniu, nie wydajac z siebie zadnych dzwiekow. - Bomba powinna cykac... - wyszeptalam niepewnie. - Ciezkie to jak cholera... - odmruknal maz. Czas jakis trwalismy w bezruchu, bez slowa, byc moze myslac, chociaz nie bylo to takie pewne. Sluszniej byloby mniemac, iz proces myslenia rowniez ulegl w nas zahamowaniu. - Co robimy? - spytalam wreszcie dramatycznym szeptem. - Trzeba sie zastanowic - odszepnal niespokojnie maz. - Chyba musimy to obejrzec... - Rozpakowac...? Kiwnal glowa, tepo wpatrzony w upiorny przedmiot, i dalej trwal w bezruchu. Na pamiatke, ze w czasie wojny sie urodzil), Dobrze, moj Tadeuszu, zes sie dzis nagodzil Do domu, wlasnie kiedy mamy panien wiele. Stryjaszek mysli wkrotce sprawic ci wesele; Jest z czego wybrac; u nas towarzystwo liczne Od kilku dni zbiera sie na sady graniczne Dla skonczenia dawnego z panem Hrabia sporu; I pan Hrabia ma jutro sam zjechac do dworu; Podkomorzy juz zjechal z zona i z corkami. Mlodziez poszla do lasu bawic sie strzelbami, A starzy i kobiety zniwo ogladaja Pod lasem, i tam pewnie na mlodziez czekaja. Pojdziemy, jesli zechcesz, i wkrotce spotkamy Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy". Pan Wojski z Tadeuszem ida pod las droga I jeszcze sie do woli nagadac nie moga. Slonce ostatnich kresow nieba dochodzilo, Mniej silnie, ale szerzej niz we dnie swiecilo, Cale zaczerwienione, jak zdrowe oblicze Gospodarza, gdy prace skonczywszy rolnicze.Na spoczynek powraca. Juz krag promienisty Spuszcza sie na wierzch boru i juz pomrok mglisty, Napelniajac wierzcholki i galezie drzewa, Caly las wiaze w jedno i jakoby zlewa; I bor czernil sie na ksztalt ogromnego gmachu, Slonce nad nim czerwone jak pozar na dachu; Wtem zapadlo do glebi; jeszcze przez konary Blysnelo jako swieca przez okienic szpary I zgaslo. I wnet sierpy gromadnie dzwoniace We zbozach i grabliska suwane po lace Ucichly i stanely: tak pan Sedzia kaze, U niego ze dniem koncza prace gospodarze. "Pan swiata wie, jak dlugo pracowac potrzeba; Slonce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba, Czas i ziemianinowi ustepowac z pola". Tak zwykl mawiac pan Sedzia, a Sedziego wola Byla ekonomowi poczciwemu swieta; Bo nawet wozy, w ktore juz skladac zaczeto Kope zyta, niepelne jada do stodoly; Ciesza sie z nadzwyczajnej ich lekkosci woly