doniczki ogrodnicze Życzenia, szablony, gotowe życzenia
Kategorie:
a :: b :: c :: ć :: d :: e :: f :: g :: h :: i :: j :: k :: l :: ł :: m :: n :: o :: ó :: p :: r :: s :: ś :: t :: u :: v :: w :: x :: y :: z :: ż

<< [1] [2] [3] [4] [5] [6] >>
 
100 lat, 100 uśmiechów, 100 wielbicieli, samych niedzieli, przyjaźni wielkiej, radości wszelkiej życzę Ci dzisiaj 100 razy ja!
 
<< [1] [2] [3] [4] [5] [6] >>

Życzeń na tą literę: 98

Odpedzal pokuse snu, podobnie jak smiertelnie znuzony wedrowiec przelamuje sennosc w obliczu niebezpieczenstwa. Coz z tego, ze cialo omdlewa ze zmeczenia, glowa ciazy, a powieki same bezsilnie opadaja? Trzeba wiedziec, kiedy mozna, kiedy wolno spac. Pozornie tak latwo jest wymknac sie nieprzyjacielowi. Zdawaloby sie: mozna go zwiesc, zmylic slad. Pomiedzy wieczorem a najblizszym rankiem jakiz rozlegly lezy czas! Kazdy krok u poczatku wyznacza inna droge. Tysiac sciezek biegnie w glab nocy, niknacych, gdy swit zedrze ciemnosci. Ale na kazdej wrog jest przy nas, cierpliwie, krok za krokiem dazac po naszym tropie. Spojrzec mu prosto w oczy, nie zadrzec, nie ugiac sie przed jego zdobywcza sila, to jedno moze ocalic. Ale jak wydrzec z siebie zlo, ktore w nas czai sie zawsze wyczekujace, zawsze gotowe do skoku? Jak pochwycic wroga, ktory jest w naszej krwi i w naszych myslach? Ksiadz Siechen kleczal, skrzyzowane ramiona wsparlszy o niski stolek. Pochylil glowe. Mial wrazenie, jakby mu barki ogromny ciezar przygniotl. Gdy zapada noc taka, jak dzisiaj, bez granic, wydaje sie, ze zlo calego swiata scieka w serce czuwajacego. Dokola, na bezmiernych obszarach, w niskich chatach wiejskich i dalej, w ludowych kamienicach uciszonych miast spia ludzie zmordowani dniem. Bezbronny tlum. latwa zdobycz. Ktoz spi snem sprawiedliwego? Dlonie, ktore jeszcze przed chwila chciwie siegaly po rozpuste i zysk, dygoca teraz niespokojnie, jak plomien przygnieciony popiolem. Nagie ciala dysza goraczkowo. Zwarte usta skryly klamstwa i kuszace podszepty, powieki zamknely popelnione i przyszle zbrodnie. Gdziez sa mury mierzone trzcina zlota? Wiatr szarpnal otwartym oknem. Okiennica uderzyla o szybe. Chlusnal deszcz. Ale proboszcz nie poruszyl sie. Jego oczy szeroko rozwarte zdawaly sie przebijac ciemnosc. Draza ja az do przepastnego dna. Zwyciezaja przestrzen. Czas stanal. I przez sekunde, ktora trwa wieki, wydaje sie kleczacemu, ze widzi wszystko, co dzieje sie na swiecie az po jego najodleglejsze krance. Straszliwa chwila. To jest tak, jakby jakas zaslona spadla rozcieta nagle niewidzialna reka, ukazujac grozna wizje. Oto ziemia niezmiernie ogromna, a jednoczesnie tak drobna, iz mozna ja ramieniem opasac, lezy nieruchoma, scieta cisza: bezkresna, ruda pustynia, obszary zjezone czarnymi kamieniami, zastygle wody, lasy skamieniale, miasta puste jak szkielety, a nad tym nieskonczonym cmentarzyskiem niebo niskie i miedziane. Niebo, ktorego ciezar przygniata serca spiacych. Ludzie! Widac ich ciala pokotem rzucone na zeschla ziemie, jedno przy drugim, nagie i sine, niby nieskonczony szereg umarlych. I nagle, jakby na jeden wielki glos rozcinajacy milczenie od wschodu do zachodu i od polnocy na poludnie, budza sie wszyscy. Ale nikt nie zrywa sie i nie spieszy poslusznie ku wezwaniu. zadne wolanie mu nie odpowiada. zaden szept ani ruch nie targna niewzruszonym spokojem. Piersi lezacych uderzone niebem zamarly. To tylko ich oczy szeroko rozwarte oddychaja smiertelna trwoga. Przerazeniem nie pozostawiajacym miejsca dla nadziei. - Jestem z wami! - szepce ksiadz Siechen. Bo czyz nie peta go niemoc ta sama, ktora wszystkim na ziemi kaze w tej chwili konac, lecz nie pozwala umrzec? Oto rownosc, o ktorej ludzie nie chca wiedziec. Bogactwo staje sie podobne lachmanom zebraka, wladza kruszy sie w porazonych dloniach i jak prochno przesypuje przez palce. Ale gdy ranek przywroci ziemi jej kuszacy ksztalt, ktoz z zywych wyrzeknie sie dobrowolnie zludnych przywilejow? Kiedyz wybije godzina sprawiedliwosci dla krzywdzonych i ponizanych? Tyle dokola chciwosci, okrucienstw, tyle klamstw i jadu nienawisci i pogardy, iz zdaje sie, ze nic nie zdola zasklepic krwawiacych ran. Coz moze zmienic sie? Tu chocby, na tym drobnym skrawku sedelnickiej ziemi. Dziedzic sedelnicki nie zrzeknie sie bez przymusu swoich rozleglych pol i lasow, jak drapiezne kleszcze opasujacych dokola nedzne chlopskie zagrody. Grzegorz Litowka nie porzuci streczycielstwa. Zablakanej w dalekim miescie Oldze Kukiszow zaden glos nie podszepnie powrotu do rodzicow. Mlody Burak, kiedy wyjdzie z wiezienia, znowu zacznie krasc. Kierownik poczty nie zlagodzi serdeczniejszym slowem cierpien umierajacej zony. Fiodor Dubrowski, nienasycony swoja mlodoscia, z lekkim sercem porzuci po miesiacu kazda dziewczyne. Ilez ich jeszcze przyjdzie placzacych na niego, jak przedtem przychodzily z zalami na Siemiona? A Siemion, ktoremu juz tak niewiele chwil pozostalo do zycia... A Michas... Proboszcz zaciska dlonie. Geste krople potu zwilzaja mu skronie. - Najlichszym z lichych jestem, Panie. Tamci nie znaja Cie, dlatego bladza. Ale mnie ukazales sie, jak wicher wstrzasnales mna... Dales wszystko. A coz ja daje? Jakze nedzny jest plon minionych lat! Coz uczynil dla ludzi, ktorych mu powierzono? Nigdy nie umial znalezc drogi do czlowieka. A za to jak czesto i w jak wielu okolicznosciach czul sie intruzem. Tak rzadko udawalo mu sie przelamac bolesny i upokarzajacy mur, ktory odgradzal go od ludzi wtedy wlasnie, gdy chcial im siebie ofiarowac. A jesli, zdarzalo sie, odnajdywal porozumienie, czyz bylo ono czyms wiecej niz przelotnym blyskiem ukazujacym zaledwie w mglistym oddaleniu, jak ogromne musi byc szczescie, gdy zbudzi sie zblakana dusze z letargu i oczyszczona postawi przed Panem. Przezyl kilka takich olsnien Z rezygnacja pomyslalam, ze nie wybrne z tego. Zadawal pytania w sposob bezwzglednie wymagajacy odpowiedzi, mnie zas wychodzilo zupelnie co innego, niz sobie zyczylam. Poddalam sie. - Niech pan odda te szmate - powiedzialam, wyjmujac mu z reki apaszke Basienki. - zeby potem nie bylo, ze trzymaly pana jakies czynniki materialne. Gdybym chciala wytlumaczyc panu, o co mi chodzi, w sposob zrozumialy i w miare moznosci dyplomatycznie, musialabym gledzic godzine. A przysiegne, ze pan nie ma czasu! - A gdyby pani sprobowala niedyplomatycznie...? Niepojetym dla mnie sposobem ruszylismy dalej na te przechadzke razem. - Dziwie sie, ze chce pan wyjasnic te wszystkie brednie, ktore mi sie wyrwaly - powiedzialam z niesmakiem. - Nie wszystko panu jedno? - Nie. Jezeli ktos mowi do mnie zaskakujace brednie... Przepraszam, nie chcialem byc niegrzeczny, ale pani sama tak to okreslila... to musze poznac ich przyczyny i cel. Lubie zrozumiec zachodzace wokol mnie zjawiska. - Bardzo uciazliwe upodobanie. Ma pan za duzo czasu. - Przeciwnie, mam za malo czasu. - To co pan, w takim razie, robi na tym skwerku? - Usiluje wydrzec z pani wytlumaczenie rzadko spotykanej reakcji na odzyskanie zgubionego przedmiotu. Zdenerwowal mnie ten upor. - To nie byla reakcja na przedmiot, tylko reakcja na pana - powiedzialam z irytacja. - Co pan sobie wyobraza, ze ja sobie wyobrazam, ze pan nie wie, jak pan wyglada?!... Jak bylo do przewidzenia, zglupialam do reszty i wyglosilam wszystko to, od czego z najwieksza starannoscia usilowalam sie powstrzymac. Ciezkiej pretensji, nie wiadomo, do niego czy do losu, nie staralam sie nawet ukrywac. - No dobrze - zgodzil sie. - Zalozmy, ze ma pani racje, chociaz moim zdaniem bardzo pani przesadza. Ale nie rozumiem, w czym pani przeszkadza moj wyglad. - W czepianiu sie pana - wyjasnilam. - Nie moge sie czepiac czlowieka, ktoremu nosem wychodza czepiajace sie go kobiety. Dla mnie jest pan nieopisanie atrakcyjny w zupelnie innym sensie. Od tego innego sensu skolowacialam calkowicie, bo uswiadomilam sobie, ze nie moge mu zdradzic ani swoich spostrzezen, ani przyczyn, dla ktorych taki facet jak on jest dla mnie bezcenny. Moja namietnosc do sensacji, zagadek i tajemnic musiala pozostac nieuzasadniona, bo jakze mialam mu powiedziec, ze ja to wszystko pisze, ja nic nie pisze, ja jestem Basienka, uzeram sie z mezem i robie wzory na tkaniny! Nieslychanie trudno bylo go zbic z tematu, na domiar zlego podobal mi sie coraz bardziej, odnosilam wrazenie, ze ja mu sie podobam coraz mniej, sobie podobalam sie rowniez coraz mniej i ogolnie biorac zapadlam sie w jakies grzezawisko umyslowe, z ktorego wydobyc mnie juz nie mogla zadna ludzka sila. - Z tego, co pani mowi, wynika, ze lubi pani tajemnicze wydarzenia - powiedzial tonem, w ktorym dawal sie wyczuc jakby odcien nagany. Zdziwilo mnie to, a jeszcze bardziej mnie zdziwilo, ze z tego, co mowie, w ogole dla niego cos wynika. - Lubie - przyswiadczylam. - A pan nie? - Nie. Nie widze w nich nic przyjemnego. Zazwyczaj bywaja bardzo meczace. - Mozliwe, ale meczyc sie tez lubie. To sie nawet szczesliwie sklada, bo przez cale zycie spotykaja mnie rozmaite sensacyjne idiotyzmy, nieznosne dla normalnych ludzi. Jest to tak nagminne, ze zbyt dlugi spokoj zawsze mi sie wydaje podejrzany. - I jeszcze pani malo? Jeszcze ma pani nadzieje na wiecej? - Oczywiscie! Rozrywek nigdy za wiele, a spokojne zycie odbiera mi inwencje i dobry humor. - Wyglada pani na osobe, ktorej nigdy nie brakuje inwencji i dobrego humoru... - Skad pan wie, jak wygladam, skoro widuje mnie pan tutaj po ciemku? - A skad pani wie, jak ja wygladam? Poza tym wystarczy zamienic z pania kilka slow, zeby rozpoznac pewne pani cechy nawet w egipskich ciemnosciach. Rzadko sie spotyka osoby tak pelne zycia jak pani. - Mowi pan to w taki sposob, jakby uwazal pan to za gigantyczna wade - zauwazylam krytycznie. - Aktywnosc charakteru zawsze wydawala mi sie zaleta. - Mnie rowniez. Mozliwe, ze dostrzegla pani w moim tonie pewna dezaprobate, bo mowiac to, myslalem rownoczesnie o sposobach wydatkowania takiej energii i aktywnosci. Sposobach, ktore prowadza niekiedy do dosc ponurych rezultatow... Mialam wrazenie, ze w kotlujacy sie we mnie chaos wdarlo sie nagle jakies ostrzegawcze swiatlo.